25.10.06

Moralne zwycięstwo czy Gospodarcza klapa

Kategorie: , , ,

Jakoś ten wątek mi umknął w weekend. Miałem o nim wspomnieć, ale się nie udało. A, że dzisiaj został poruszony jeszcze raz przez wp.pl, to postanowiłem coś o tym napisać. Od soboty media europejskie (szczególnie francuskie) rozpisują się o Lahti, o wspólnym nieformalnym spotkaniu przywódców państw Unii Europejskiej i Prezydenta Rosji W. Putina.

Europa, czy raczej Unia Europejska, od tego nieformalnego szczytu oczekiwała w zasadzie jednego - zajęcia wspólnego stanowiska względem Rosji. Było to konieczne, bowiem rozbieżność interesów w Unii jest olbrzymia. Poza tym UE obawiała się, że Rosja (W. Putin) wykorzysta ową rozbieżność dla własnych celów (i słusznie się obawiała). "Gadanie" jednym głosem było więc zadaniem priorytetowym i stanowiło preludium do właściwych rozmów z Putinem. O ile, moim zdaniem, wstęp został przeprowadzony dobrze, to sedno (rozmowy z Rosją), to klapa. Jednym słowem "gadaliśmy" razem, ale nie o tym, co trzeba.

Spójrzmy na to od strony strategicznej. Do stołu zasiadały dwie konstelacje o różnych interesach. Dla UE spotkanie z Putinem miało dwojaki charakter:
  • Ratyfikacja Europejskiej Karty Energetycznej (EKE) - a więc bezpieczeństwo energentyczne.
  • Otwarcie rosyjskiego rynku dla unijnych inwestorów (tzw. Porozumienie o Partnerstwie i Współpracy - PPW).
Zresztą te same kwestie doytczą Rosji, tylko że każda strona patrzy na te sprawy z zupełnie innej perspektwy.

Unia Europejska
EU stoi w pozycji gorszej. Rosja jest jedna, spójna, a EU to zbiór 25 państw, z których każde oczekuje nieco innego wyniku, niż pozostałe. I tak dostawy rosyjskiego gazu są "być-albo-nie-być" dla Polski, ale już nie dla Francji czy Hiszpanii. Niemcy mają swój sposób na zabezpieczenie swych energetycznych interesów, z pominięciem europejskich partnerów. Zatem ich milcząca postawa była całkowicie zrozumiała - nie narazić się ani UE, ani Rosji.

Idealnym rozwiązaniem dla EU byłaba ratyfikacja EKE i otwarcie rynku. Do tego potrzeba argumentów i silnej pozycji. Unia potencjalnie mogłaby wkorzystać dwa aspekty: swoją siłę inwestycyjną i dość silną pozycję w WTO (Międzynarodowa Organizacja Handlu). Te dwa argumenty powinny się znaleźć na pierwszym miejscu podczas negocjacji z Putinem.

Rosja
Putin trzyma w ręku asa, który jest nie do pogardzenia: źródła energii (a także inne surowce). Napływ inwestycji z Europy jest dla Rosji równie ważny, ale Putin może dojść do korzystnych dla Rosji umów poprzez gaz. PPW ma także drugą stronę - pozwala inwestorom rosyjskim penetrować europejskie rynki.

Każdy racjonalny gracz, w tej grze maksymalnie eksploatowałby te mocne strony: pozycje, pieniądze i energię. Czasem idąc na ustępstwa, czasem dorzucając coś jeszcze. Tymczasem wydaje się, że UE nie potrafią w pełni dostrzec swych mocnych i słabych stron i za wszelką cenę poszukiwały takich argumentów, które dałyby jej przewagę nad Putinem. Właśnie ta gra "za wszelką cenę" jest moim zdaniem porażką Europy. EU koniecznie chciała przyjąć pozycję strofującą, pokazanie poprzez autorytet, kto tak naprawdę rozdaje karty.

Putin może pokazać, że nie potrzebuje przedawać nam ropę. Rosyjska gospodarka na pewien okres to wytrzyma (zwłaszcza rosyjska gospodarka). Inwestorzy rosyjscy tak czy owak wejdą do Europy i vice versa. A tymczasem Polska i reszta dalej pozostaną niezabezpieczone energetycznie. Moim zdaniem, to co zostało okrzyknięte "ocaleniem honoru Europy", to nic innego, jak okrzyki zdesperowanego gracza. Europie wydaje się, że brak poważnych argumentów. Rosja takie ma, poza tym świetnie potrafi wykorzystywać szansę i lobbować na własną korzyść (choćby były kanclerz Niemiec - Schröder, który został zatrudniony do tego celu przez rosyjski koncern).

Rosja, jako imperium przebudziła się z letargu. Teraz już wie, że to nie broń, nie armia doprowadzi ją do dominacji w regionie, ale energia i surowce. Europa zaś jest niczym Polska dzielnicowa, rozbita wewnętrznymi partykularnymi interesami i nie potrafiąca odnaleźć swej silnej pozycji w świecie. Być może honor Leszek uratował, ale czy zabezpieczył nasze interesy?

Wydaje mi się, że najpierw powinniśmy obwarować się, a potem wymachiwać szabelką. Powinniśmy zapomnieć też niesnaski między Polską a Rosją. W interesach nie ma miejsca na coś takiego, zwłaszcza kiedy nasz przeciwnik góruje nad nami. Przy okazji wyszło, kto jest lepszym strategiem Rosja czy Unia Europejska. Wszystko wskazuje na to, że jednak Rosja. Tylko czy wyjdzie to Unii kiedyś na dobre?

24.10.06

Propaganda w szkole

Przeczytajcie to. Myślałem, że to jakiś tekst propagandowy, ale nie. Zresztą oceńcie sami.


Jestem kobietą szczęśliwą. Rano wstaję razem z moim mężem i gdy on goli się w łazience, przygotowuję mu pożywne kanapki do pracy. Potem, gdy całuje mnie w czoło i wychodzi, budzę naszą piątkę dzieciaczków, jedno po drugim, robię im zdrowe danie i głaszcząc po główkach żegnam w progu, gdy idą do szkoły. Zaczynam sprzątanie. Odkurzam, podlewam kwiatki, nucąc wesołe piosenki. Piorę skarpetki i gatki mojego męża w najlepszym proszku, na który stać nas dzięki pracy Mojego męża, i rozwieszam je na sznurku na balkonie. W międzyczasie dzwoni często mamusia mojego męża i pyta o zdrowie Swojego dziubdziusia. Teściowa jest kobietą pobożną i katoliczką, znalazłyśmy wiec wspólny punkt widzenia. Po miłej rozmowie, jeśli już skończyłam pranie i sprzątanie, które dają mi tyle radości i poczucie spełnienia się w obowiązkach, idę do kuchni i przygotowuję smaczny obiad dla naszego pracującego męża i ojca, który jest podporą naszej rodziny i dla naszych pięciu pociech. Kiedy już garnki wesoło pyrkoczą na gazie, a mieszkanie jest czyste, pozwalam sobie na chwilę relaksu przy płycie z Ojcem Świętym i robię na drutach sweterki i śpioszki dla naszej szóstej pociechy, która jest już w drodze, a którą Pan Bóg pobłogosławił nas mimo przestrzeganego kalendarzyka, co jest jawnym znakiem Jego woli. Nie włączam telewizji, ponieważ płynący z niej jad i bezeceństwo mogłyby zatruć wspaniałą atmosferę naszej katolickiej rodziny. Czasami haftuję tak, jak nauczyłam się z kolorowego pisma dla katolickich pań domu, albowiem kobieta nie umiejąca haftować nie może się w pełni spełnić życiowo. Kiedy moje dzieci wracają ze szkoły radośnie świergocząc, wysłuchuję z uśmiechem, czego dziś nauczyły się w szkole. Opowiadają mi o lekcjach przygotowania do życia w rodzinie, których udziela im bardzo miła pani z przykościelnego kółka różańcowego. Córeczki proszą, abym nauczyła je szyć, ponieważ chcą być prawdziwymi kobietami, nie zaś wynaturzonymi grzesznicami z okładek magazynów, chłopcy natomiast szepczą na ucho, że na pewno nigdy nie popełnią tego strasznego grzechu, który polega na dotykaniu samych siebie, ani nie będą oglądać zdjęć podsuniętych przez samego Szatana. Karcę ich lekko za wspominanie o rzeczach obrzydliwych, lecz jestem szczęśliwa, że wczesne ostrzeżenie uchroni moich dzielnych chłopców przed zboczeniem i abominacją. Mój maż wraca z pracy po południu. Witamy go wszyscy w progu, poczym myje on ręce i zasiada do posiłku, a ja podsuwam mu najlepsze kąski, aby zachował siłę do pracy. Potem mój mąż włącza telewizor i zasiada przed nim w poszukiwaniu relaksu, a ja zmywam talerze i garnki i zabieram jego skarpetki do cerowania, słuchając z uśmiechem odgłosów meczu sportowego w telewizji. Wieczorem kąpię nasze pociechy i kładę je spać. Kiedy wykąpiemy się wszyscy, mój mąż szybko spełnia swój obowiązek małżeński, ja zaś przeczekuję to w milczeniu, ze spokojem i godnością prawdziwej katoliczki, modląc się w myśli o zbawienie tych nieszczęsnych istot, które urodziły się kobietami, ale którym lubieżność Szatana rzuciła się na mózgi, które w obowiązku szukają wstrętnych i grzesznych przyjemności. Zasypiam po długiej modlitwie i tak mija kolejny szczęśliwy dzień mojego życia.

Był to fragment książki: “Przygotowanie do życia w rodzinie” - autor Maria Ryś, czyli:

Podręcznik dla uczniów wszystkich rodzajów szkół ponadgimnazjalnych. Jest pozycją rekomendowaną przez Zespół Opiniodawczo-Doradczy MEN, powołany do określenia zasad wprowadzenia przedmiotu “wiedza o życiu seksualnym człowieka”. […] Książka ma charakter interdyscyplinarny. Przekazuje wiedzę psychologiczną, medyczną, prawną, dotyczącą płciowości, małżeństwa i rodziny.
Cały wpis pochodzi z Notesu Brochy.


Chciałbym, aby Polska = nowoczesność

Kategorie:: ,

Chciałbym być dumny z Polski. Nie z kraju, z jego historii, krajobrazów. Chciałbym być dumny z dokonań obecnych. Chciałbym, aby Polska była kojarzona z nowoczesnością. Niestety tak nie jest. Przeciętny Europejczk widzi nasz kraj, jako rolniczy, katolicki, bardzo tradycyjny i zacofany technologicznie. Często niektórzy dziwią się, że w Polsce można kupić jakiś produkt, który jest utożsamiany z postępem technicznym. Czasem mnie to denerwuje, a czasem śmieszy. Ot stereotypy zawsze będą funkcjonowały. O ile takie mniemania są bardziej na miejscu, gdy rzecz dotyczy państwa mało medialnego, to w przypadku Polski jest to dziwne. I tak mogę wyobrażać sobie, że w Mongolii koń jest powszechnym środkiem lokomocji i panuje tam przerażająca bieda. Mogę przedstawiać sobie mieszkańca Lesoto, jako analfabetę. Niewiele o tych państwach się mówi, niewiele o nich wiem, a to, co kiedyś na ich temat było prawdą, dziś nią niekoniecznie musi być.

Ale z Polską jest inaczej. Polska jest co jakiś czas na "ustach" Europy, o Polsce się pisze, mówi. Jak to więc jest, że dalej jesteśmy tak niesprawiedliwie odbierani? Ba, nawet został jakiś czas temu powołany specjalista z MSZ-u, aby nasz wizerunek poprawić. O nim jakoś cicho, a z Polski dalej się śmieją. Co u licha się dzieje? Co jest nie tak?

Jeszcze bardziej jestem zdziwiony, gdy słyszę opinię znajomych, że polskie wystawy, takie jak Expo, przedstawiają Polskę jako kraj, gdzie styka się tradycja z nowoczesnością. Według nich polski pawilon jest jednym z najlepszych. Muszę przyznać, że jest to dla mnie istny paradoks.

Jako poszukiwacz prawdy postanowiłem przyjrzeć się tej sprawie dokładniej. Najpierw zastanowiłem się nad źródłami, kanałami, z których docierają informacje o Polsce. Istnieje przecież część Europejczyków, którzy mają inny, bardziej rzetelny obraz naszego kraju. A zatem musieli oni albo uzupełnić swe stereotypowe informacje o jakieś dodatkowe, albo pozyskać je z zupełnie innych źródeł. Wyróżniłem zatem dwa kanały:
  • formalny - działania formalne (rządu, placówek rządowych, organizacji, etc), informacje prasowe, etc.
  • nieformalny - plotka, znajomi, własne doświadczenia i kontakt, etc.

Kanał nieformalny jest interesujący, ale wydaje się być poza bezpośrednim wpływem. Zresztą statystyczny Europejczyk ma więcej wspólnego z formalnymi informacjami na temat Polski, aniżeli nieformalnymi. To gaztey, radio, telewizja informują go o tym, co się dzieje. To oficjalne wizyty VIP-ów mówią mu co nieco o Polakach. To publiczne wystąpienia dają mu wgląd w mentalność i poziom intelektualny mieszkańców Polski. Muszę stwierdzić, że nie są to najlepsze źródła, choćby z tego względu, że przedstawiciele ludu zazwyczaj nie są jego esencją, a plwocinami. To wie inteleligentny Europejczyk, dobrze wykształcony, ale takim nie jest Europejczyk przeciętny.

A co widzi, słyszy i czyta taki przeciętny mieszkaniec Starego świata? Otóż on zostaje poinformowany, że na ważny szczyt możnych Europy nie przyjedzie Lech Kaczyński, bo się obraził i dostał sraczki. On słyszy, że w Parlamencie Europejskim wychwalany jest Pinochet, o którym także słyszł, że ciągany jest po europejskich sądach. On czyta, że obowiązujące i, jak na razie, niepodważone wyjaśnienie powstania życia na Ziemi powinno się usunąć ze szkół. Wystąpieniu euro(p)osła wtóruje równie inteligentny absolwent teologii - wiceminister polskiej edukacji. On widzi starania o przywrócenie kary śmierci, kary która w kręgach europejskich uważana jest jako coś barbarzyńskiego, zacofanego.

Na dodatek on dowiaduje się o tym, jak wygląda w Polsce demokracja, a w zasadzie wideokracja. Gdzie przeciwników politycznych się nagrywa, aby ich skompromitować. I jak to wpływa na wizerunek Polski? Bez komentarza.

Co ja mogę powiedzieć takiemu statystycznemu Europejczykowi? Czy Polska rzeczywiście jest tak nasawiona na nowoczesność? Niestety tego nie mogę mu wmówić, bo sam nie jestem do tego przekonany. Jak stojąw Polsce badania naukowe, które są wyznacznikiem innowacyjności? Ano stoją one nijak. Państwo nie jest tym zainteresowane, niewiele przedsiębiorstw na nie stać. Za to Polska jest fantastycznie nastawiona na rolnictwo. To właśnie "agriculture" jest podstawą polskiej gospodarki. Nie małe i średnie przedsiębiorstwa (MSP), które generują prawi 70% PKB, to rolnictwo, które tworzy niecałe 5% PKB. Takie stanowisko przyjął Premier podczas wizyty u rolników na Lubelszczyźnie. Taka jest wizja rządu.

Rozumiem, że musimy domagać się dopłat dla rolników od Unii, po co mamy im płacić z własnej kieszeni. Takie powinno być podejście rządu. Reszta na naukę, badania i rozwój (w tym dla MSP). A tu jest odwrotnie, zamiast iść w kierunku XXI w., do którego mamy jeszcze daleko, to zmierzamy do epoki agrarnej. I gdzie tu sens i logika? Najlepiej postawmy na agroturystykę, wówczas coś osiągniemy. Tylko z tej turystyki będą głównie korzystać Polacy, którzy wyemigrowali za pracą, a wakacje chcą spędzać w Polsce. Ot tak z nostalgii za krajem.

21.10.06

Smok Wawelski dowodem przeciw ewolucji

Kategorie: , , ,

Najtęższy umysł Polski, profesor od drzew, Maciej Giertych dał wykład w Akademii Orła Białego. To miejsce, gdzie Wszechpolacy zgłębiają swoje mądrości. No i tym razem też wchłonęli wiedzę, której na innych uczelniach by nie usłyszeli. Treść wykładu powinna być łatwa do odgadnięcia "ewolucja", a właściwie jej brak. Zaiste musiał to być niesamowity popis wiedzy, bo "newsów" było sporo:

  • Neandertaczycy są wśród nas;
  • Australopitek to lipa;
  • Dinozaury żyły pośród ludzi (dowodem jest legenda o Smoku Wawelskim, którą notabene, jako pierwszy przekazał największy łgarz w dziejach Polski - Kadłubek; poza tym jest potwór z Loch Ness, który został stworzony w dobie Romantyzmu, nikt wcześniej o nim nie słyszał);
  • Mamuty zeżarli poszukiwacze złota na Alasce (dlatego wyginęły; nie klimat - tylko ludzka żarłoczność);
  • Mysz tak długo machała łapkami, aż wyrosły jej skrzydła i przekształciła się w nietoperza.
Na pytanie skąd wziął się człowiek, tęgi umysł IV RP odpowiedział "Mamusia, tatuś, plemnik, komórka jajowa." Niestety nie zdążył wytłumaczyć skąd wzięli się mamusia i tatuś. No, ale dla wybitnego genetyka, absolwenta Oksfordu to jest oczywiste - stworzył ich bóg.

W jaki sposób Giertych wszedł w posiadanie tytułu profesora pozostanie dla mnie większą zagadką, niż owe legendarne "brakujące ogniwa". Dla niego wiele faktów biologicznych wskazuje, że teoria ewolucji jest błędna. A ja się pytam, które to fakty? Ni eprzypominam sobie, aby jakieś takie fakty istniały (chyba, że dla kreacjonistów).

Poza tym Giertych sądzi, że gatunki giną, anie powstają. Wszystko zależy od tego jak się pojęcie gatunek definiuje. Jeżeli tak, jak to robią biolodzy, to mamy "przybór" gatunków. Sama ewolucja jest tak powolnym procesem, że za naszego życia trudno to zauważyć. Ale możliwa do przeprowadzenia w labolatorium (na muszkach owocówkach, tudzież innych bardzo krótko żyjących gatunkach). Stwierdzono, że korzystne cechy są utrzymywane i powstaje nowy gatunek.

Giertych pyta, jakie mutacje są korzystne. On zna tylko niekorzystne. No cóż najprostszym przykładem jest częściowy zanik węchu u ludzi. Człowiek, jako myśliwy musiał być obdarzony dobrym węchem (oprócz słuchu i wzroku), aby efektywnie polować na zwierzęta. Teraz węch nam jest niepotrzebny w takim stopniu, jak naszym przodkom. Drugi przykład, to dostosowanie się do klimatu. Afrykańczycy posiadają pigmenty w skórze, pozwalające im długo przebywać na słońcu bez narażeniana poparzenie. U białego człowieka taka cecha nie została wytworzona (przykładem biali Australijczycy, u których często występują choroby skóry). Oczywiście nie mamy tutaj do zcynienia z osobnymi gatunkami, ale Maciuś chciał zobaczyć korzystną mutację. Pewnie mutacje zazwyczaj są niekorzystne, ale właśnie na tym polega ewolucja.

Ej Giertych, Giertych hańbę Polsce przynosisz. Ale jednocześnie zbliżasz się do USA, na czym ci zależy. Porzucamy ewolucję przyjmujemy kreacjonizm (nie musimy na dodatek ubierać tego chłamu w szatę naukowości pt. "Inteligentny projekt").


źródła: Onet.pl, gazeta.pl

Studniówka Kaczorka

Kategorie: , ,

Jutro mija sto dni urzędowania J. Kaczyńskiego jako Premiera. I to premiera przez wielkie "P". Kochana, jedynie słuszna partia mówi, że to najlepsze 100 w historii. Jednym słowem jest "cool". Jest tak świetnie, że lepiej być nie może. J.K. twierdzi, że:
Rząd działał w trudnych, a chwilami bardzo trudnych warunkach, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że przez cały czas dotrzymywaliśmy słowa. (źródło Interia.pl)
Hmm, skoro tak mówi, to pewnie słowa dotrzymał, bo skąd wiąłby się ten hurraoptymizm? W swoim expose z 14 lipca 2006 Jarek obiecał:
  • przeprowadzenie reformy finansów państwa;
  • budowę dróg i mieszkań;
  • walkę z korupcją i biurokracją;
  • zwiększenie bezpieczeństwa państwa, w tym bezpieczeństwa energetycznego;
ponieważ chciał sukcesu odczuwalnego przez miliony. No i powiodło mu się, spadło bezrobocie w Polsce (ale pewnie trochę podskoczyło w Irlandii i Wlk. Brytanii, gdzie nasi rodacy podbijali rynki pracy), zaczęto budować mieszkania (przez ostatni rok zbudowano ok. 100 tys mieszkań, a zatem do planowanych 3 mln, brakuje rządowi jakieś 25 lat). Zaczęto walczyć z korupcją (choćby Beger, tak, tak, żeby nie było więcej korupcji zaproszono ponownie Samoobronę do współrządzenia). Zresztą z korupcją J.K. i PiSiory walczą też inaczej. Oficjalnie wrzucono ze słownika słowo "korupcja" i zastąpiono słowem "negocjacje". Nie zatem pod rządami tej fantastycznej koalicji takiego zjawiska, jak korupcja.

W expose była również rzecz o przedsiębiorcach. Nowym biznesmenom i bizneswomen J.K. chciał ułatwić start wprowadzając tzw. "jedno okienko". Tylko łże-dzienikarze i układ może powiedzieć, że to bzdura. Rząd poszedł znacznie dalej i jest wielce prawopodobne, że od przyszłego roku nowej firmy nikt nie będzie mógł założyć (żadne z ministerstw nie chce przejąć obowiązków związanych z rejestracją - brak nowelizacji ustawy o swobodzie działalności gospodarczej). I co? Nie jest to świetne ułatwienie? Nie trzeba będzie nawet fatgować się do "jednego okienka", ani martwić o inne formalności, znikną również problemy z fiskusem. Poza tym zostaną zlikwidowane firmy jednoosobowe prowadzone przez rencistów i emerytów (zamiast składki 170 zł na ZUS będą musieli płacić 700). Na pewno robione jest to dla ich dobra. Do tego dochodzą firmy prowadzące działalność sezonową (ok. 200 tys. firm), one także będą miały kłopoty z ZUS-em. Czy zwiększy się bezrobocie? Eee nie, więcej państw przecież otowrzyło swoje rynki pracy, jest więc w czym wybierać.

Jeszcze nowelizacja Kodeksu Pracy. Pracownicy mogą się cieszyć, bo rząd wspaniałomyślnie zwiększy im wymiar płatnych dni wolnych od pracy, a także zwiększy dodatki za godziny nadliczbowe. Wszystko cool. Tylko takie głupie pytanie "Skąd wezmą te pieniądze pracodawcy?". Spoko pewnie pozwalniają trochę, albo podniosą ceny produktów i usług. W pierwszym przypadku nie ma czym się przejmować - spory wybór zagranicznych rynków pracy. Podwyżka cen też nie jest straszna - istnieje przecież spory wybór zagranicznych rynków pracy.

Jedym słowem jest tak świetnie, że lepiej być nie mogło.

Ale jako, że należę do układu i szarej sieci, zapewne zasilam także lożę "-5", więc dopiero teraz wspomnę o co chodziło naczelnemu PiSdzielcowi:
rząd dotrzymał słowa w tym sensie, że cały czas realizowany był "program Polski solidarnej". Czyli - jak podkreślił - "zasadniczy" przekaz PiS z czasu kampanii wyborczej "był podtrzymywany" (źródło: Interia.pl)

No właśnie jest świetnie, bo realizujemy Polskę solidarną, Solidarnie będziemy klepać biedę, albo solidarnie ten kraj opuścimy. Czy może o inną Polskę solidarną chodzi? Co sądzicie na ten temat?






19.10.06

Sprostowanie do polskich dróg

Zauważyłem, że zdjęcie autostrady Moskwa-Irkuck nie wyświetla się. Dlatego podaję adres:
Autostrada krajowa Moskwa-Irkuck
Naprawdę nie powinniśmy narzekać.

Złośliwość łże-naukowców

Kategorie: , ,

Dokładnie dzisiaj obce siły zrobiły na złość ministrowi, pożal się boże, edukacji R. Giertychowi i jego stetryczałemu intelektualnie ojczulkowi. Prof. Giertych wraz z rodziną muszą zgrzytać zębami, bo właśnie 19.10.2006 udostępniono wszystkim chętnym dzieła Karola Darwina (tego wegetarianina bez wewnętrznej iskry). Ten nicpoń obcych mocarstw głosił, że człek i małpa wspólne mają korzenie (notabene panie Orzechowski nie tylko małpy są naszymi niezbyt dalekimi kuzynami, ale wszystkie ssaki), ba i to jeszcze publikują, bez opłat w necie.

Obecnie dostępne jest 50% tego hultaja, a do roku 2009 (kiedy to przypada 200-tna rocznica urodzin) ma być wszstko obecne w Internecie. I tak "luźna koncepcja starszego pana" wspierana jest przez Uniwersytet w Cambridge, jeden z najstarszych i najbardziej renomowanych instytucji naukowych w Europie. No ale jak oni mogą być lepsi od prof. Maciej Giertycha. Na pewno wspiera ich układ (jak ten, o którym myślimy, to na pewno jakiś).

Jednak prof. Giertych nie spoczywa na laurach i kto wstaje temu p. bóg daje. Giertych wstał i dostał misję utworzenia fundamentu moralno-naukowego w Polsce. Fundament ów, który pozwoli przetrwać atak łże-naukowców z Cambridge, z wegetarianinem na czele, to nic innego jak "Opoka w Polsce". Pod tą wielce zmyślną i kreatywną nazwą kraje się czasopismo, które odsłania prawdę taką, jaka ona jest. Nie chcę mówić, że to propaganda, niech każdy sam sprawdzi. A oto, co mówi o "OwK" sam (S)twórca, prof. (?) Maciej Giertych:
Opoka w Kraju jest rozsyłana za darmo do osób, które chcę by ją miały, w tym do wszystkich biskupów. Osobom, które mi pomagają i dzięki którym wzrasta krąg moich odbiorców, wyrażam serdeczne Bóg zapłać - pozostaną anonimowe. Wszystkich zachęcam do przedruków, do powielania pisma metodą kserograficzną i handlowania nim. Ta praca jest dla mnie największą pomocą.
A czego tutaj się te osoby mają wstydzić, panie Giertych? Przecież takie "dzieło" to zaiste kąsek dla wszylkich tropicieli prawdy (i tej w naturze i tej w polityce). No i jeśli ktoś chce dorobić, to ma świetną okazję ku temu. Niech powiela, sprzedaje, itd.
Tutaj są namiary na te wypociny. Nie życzę miłej lektury, bo jest to żałosne.

A K. Darwin i jego łże-teksty dostępne są pod adresem Towarzystwa Darwinowskiego.

Niech stanie się światłość!
Oświecić ciemniaków

Najważniejsze to zaangażowanie

Kategorie:: ,


Druga sprawa, która dotarła wczoraj do mojego styranego mózgu, to anons Wojciecha Wierzejskiego (tak, tak, tego z polskiej rodziny). Wojtuś chce dać szanse internautom i oglasza konkurs na jego hasło wyborcze. No niestety Wierzejski ustawił się do wyborczej kolejki i kandyduje na Prezydenta m. st. Warszawy. I za najlepsze hasło proponuje gratyfikację finansową (swoją drogą ciekawe czy dla zwyciezcy jest w stanie wynegocjowac, a to jak twierdzi jest jego zaletą, zwolnienie od podatku za wygraną). Chwali się, ze nagroda nie bedzie mała. A zatem do dzieła!

Muszę przyznać, że początkowo chciałem coś wymyślić. Ot tak dla hecy. Po chwili zastanowienia, stwierdziłem jednak, ze głupoty i tak nikt nie przeczyta, zresztą mam ciekawsze rzeczy na głowie. Ale to finansowe wsparcie dla zwycięzcy przez moment nie dało mi spokoju. Pomyslałem, że może by spróbować. Wszak nie cierpię tej partii, Wojtka również, ale jak to się mówi "pieniądze nie śmierdzą". Jednakże, jako naukowca, bardziej zastanowił mnie fakt "chęci uczestniczenia" w wymyślaniu, niż sam proces tworzenia hasła wyborczego.

Jak stworzyć poddanych, czyli konsekwencja wyboru
Rozpocząłem analityczne podejście do problemu i doszedłem do wniosku, że posunięcie Wojtka nie jest takie głpie (tzn. z jego punktu widzenia i jego kampanii). Zacząłem "nie wprost", czyli od znanego z logiki dowodu przez zaprzeczenie. Jest wielce prawdopodobne, że nie wygram. Jeżeli Wojtek W. dostanie dużo maili, to moje prawdopodobieńswto jest niskie. I od razu doszedłem do negatywnego pytania, a co jeśli obywatel WW ma już hasło, a cała akcja to jakaś podpucha? Co w takim przypadku on by na tym zyskał? Odpowiedź jest jedna - zyskał by dużo. W tym "konkursie" gratyfikacja finansowa ostatecznie byłaby niezbyt istotna. Ona służy tylko jako bodziec do wzięcia udziału. Najważniejsze jest zaangażowanie.

Gdybym przystał na propozycje Wojciecha, to musiałbym poznać go blizej. Musiałbym tez przekonać się co do jego programu, pomysłów, itd. Jednym słowem musiałbym się zaangażowac w cały proces tworzenia. Oczywiście zakładam, ze chciałbym otrzymać nagrodę. Łatwiej robić coś, co się lubi i akceptuje, niż to, czego się nie cierpi. A zatem musiałbym sie przekonać do Wierzejskiego i LPR. Zgroza! MOja osoba więc odpadła w przedbiegach. Ale wiele osób zapewne nie. I tych można podzielić na dwie grupy:
- osoby wierzące w LPR, będące tej partii wyborcami i
- osoby pragnące podreperować własne finanse.

Pierwsza grupa jest oczywista i nie potrzeba zagłębiać się w to. Druga jest bardziej zadziwiająca, bowiem niekiedy z anatagonisty może powstać protagonista. I nie będzie to takie trudne. W psychologii społecznej jest to tzw. zasada "Zaangażowania i konsekwencji". Chętniej przyjmujemy coś za nasze własne poglądy jeśli jesteśmy do tego przekonani. Konsekwentnie też się ich trzymamy. Stąd taki fanatyzm członków sekt, niektórych firm o systemie piramidowym.

Wojtek zrobiłby jeszcze lepiej, gdyby umieścił listę osób, które podesłały mu propozycję na swoim blogu (pod pretekstem wyróżnienia). Miałby wówczas grono wiernych poddanych. Bo jak niby X wytłumaczyłby się przed Y, że wprawdzie nie lubi LPR, ale hasła dla nich wymyśla? Nie otrzmał za to pieniędzy, więc argument finansowy odpada.

A co Wy sądzicie o tym?

Polskie drogi, ehhh

Kategorie:: , ,

Wczoraj wróciłem do domu dość późnym wieczorem, więc niemal przez cały dzień nie miałem czasu przejrzeć polskiej prasy. I dobrze, bowiem przejrzałem tylko najciekawsze artykuły i,... o zgrozo, a tu krytykują polski rząd! Szara sieć, ludzie z układu nie próżnują. Dlatego wpadł mi w ręce tekst o polskich drogach, a właściwie autostradach. Podobno będziemy mieli najdroższe autostrady w Europie. Jakoś mnie to nie dziwi, kolejna rzecz, która u nas będzie droższa niż w Europie (po Internecie, rozmowach telefonicznych, telefonii komórkowej, samochodach, żywności [tak, tak, w tym też wyprzedzamy]). Ale autor tekstu podszadł do spawy inaczej, zamiast narzekać na wygórowane ceny, spojrzał na jakość. Skoro drogie, to niewiele osób będzie korzystało. Skoro niewiele będzie korzstało, to będą wręcz w stanie idealnym. I jak u narzekać na nasz rząd? Spojrzenie dalekowzroczne. No to ja durzucę do tej kwestii swe dwa grosze. Lepiej mieć autostrady, chociaż drogie, niż mieć je tylko z nazwy. Tak jak w Rosji. Oto autostrada krajowa Moskwa-Irkuck:





Chcielibyśmy mieć coś takiego? Wątpię. Nie narzekajmy więc na naszą władzę. Mogłaby nam coś takiego zafundować, a nie do tagich absurdów jest przecież skłonna!

18.10.06

Jak nas widzą, tak o nas piszą...

Kategorie: , ,

Dzisiaj wpadło mi w ręce papierowe wydanie SZ (Süddeutsche Zeitung). Szybko przeszedłem do działu Politik/Ausland i wzrok mój padł na komentarz Thomasa Urbana Kaczynskis Dacapo. Polens neue-alte Regierung. Poza wstępem o braku szczęścia u J. Kaczyńskiego przy wyborze podwładnych, dziennikarz SZ przewiduje "szybką śmierć" Kaczki - uchwalenie budżetu. Wówczas okaże się jakie obietnice zostały spejnione. Urban uważa, że prawie żadne i ludzie wyjdą demonstrować.

Ale to nie wszystko. Trochę poszukałem w sieci i znalazłem inne komentarze zachodnich dzienników. W sumie można to podsumować jednm zdaniem: "Nowa koalicja powstała po to, aby utrzymać się przy władzy za wszelką cenę." Trochę to smutne, ale prawdziwe. Ale inaczej, jako dysonans, przedstawia się opinia Marka Migalskiego (politolog i analityk sceny politycznej), który uważa, że PiS to nie partia, która chce pozostać przy władzy, dla samego utrzymanie się przy władzy. To partia ideowa, która ma jakiś program i chce zrealizować. No cóż , pozostawię to bez komentarza, nie jestem politologiem. Pozostwię to ocenie innych. Jednak pan Migalski nie bardzo potrafi wskazać domniemany program i wymijająco odpowiada:
To jest oczywiście ten program IV RP, który jest pewnym problemem dla analityków. On nigdy nie został tak naprawdę w istocie sformułowany.
Jak zatem można realizować nieistniejący program? Zróbmy małe doświadczenie. Spróbujmy przedstawić plan działania (program) na najbliższe trzy lata. Nie zapisujmy go jednak. Czy po jakimś czasie, w gąszczu manewrowania, negocacji, strategii, etc., będziemy jeszcze w stanie pamiętać o co właściwie nam chodzi? I tak właśnie wygląda polityka Kaczyńskiego: jeden wielki chaos, dążenie do horyzontu, błądzenie po omacku.

Thomas Urban z SZ pisze o kompletnym zagubieniu Kaczyńskiego (rządu) w polityce zagranicznej i gospodarczej. Ale ten nieprzychylny (choć stroniący od subiektywizmu) dziennikarzyna nie wie, że naszym priorytetem w polityce zagranicznej jest oparcie się o USA. Tego dowodem (i konsekwencją) jest chęć wprowadzenia teorii naukowych (sic!) alternatywnych do teorii ewolucji do szkół. Osobiście, jako przedstawiciel nauki nie znam innej naukowej teorii, aniżeli t. ewolucji. Czyżby Roman Edukator wraz z ojcem coś obmyślili w międzyczasie? To jest przykład oparcia na USA (no może jednym ze stanów, ale zawsze to coś).

I na koniec dwie rzeczy. Obydwie w pewnym sensie zabawne. Jedna przedstawia pewną "dojrzałość" polityczną państwa, którebym o to nigdy nie posądzał. Druga natomiast wskazuje na pewną negatywną cechę niektórych naszych krajan - "kompleks Polaka" (wspominam o tym, bowiem dotyczy ona również naszego prezydenta).

Wczoraj zostało zorganizowane pewne przyjęcie dla międzynarodowych doktorandów (na uniwersytecie monachijskim). Bez wchodzenia w szczegóły, celem spotkania było zapoznanie się osób z różnych państw i kultur, zawiązanie znajomości (także międzynarodowych) i wspólne zmaganie się z rzeczywistością niemiecką (w końcu każdy z nas był spoza Niemiec).

Między innymi poznałem pewnego człowieka z Rumunii. Po krótkiej konwersacji, piwie i zaznajomieniu się rzecz przeszła na komparastykę narodową, ot takie zabawy wśród cudzoziemców, w celu porównania własnych państw. Stwierdzam, że był dość dobrze zaznajomiony z Polską, mentalnością i polityką. I gdy sprawa zeszła
na tematy "około kaczyńskie", ów Rumun spytał, jak to jest
możliwe, że bracia rządzą krajem. W Rumunii to byłby skandal. No cóż w Polsce nie. Widać, że Rumunia dojrzała politycznie i demokratycznie do Europy. Polske jeszcze nie.

I sprawa kompleksów. Na tym samym spotkaniu, jedna z organizatorek poprosiła o ciszę i zapytała czy są na sali Polacy. Byli, ja i moja dziewczyna. Poprosiła nas, co mnie bardzo zdziwiło, ale poszliśmy za nią. Po czym oświadczyła nam, że ta oto osoba (tu wskazała na pewną dziewczynę) też jest z Polski i poszukuje Polaków. Po co to jej, przy takiej ilości osób z całego świata? Odpowiedziała, że ma mały kontakt z Polakami i chce z nimi przebywać (sic!). Ludzie z Azji, Afryki, obu Ameryk, Australii
nie interesowali ją, bo niby po co? Ona woli Polaków, bo ma mały z nimi kontakt. A stypendium dostała na 4 miesiące! To, co ja mam powiedzieć? Ja z Polakami mam niewielki kontakt od 8 lat. I zamiast wykorzystać sytuaję i zawiązać znajomości międzynarodowe, lepiej kisić się we własnym sosie. Ot polskie kompleksy, na które
niestety cierpi L. Kaczyński. A szkoda, bo droga do Europy i integracji nie tędy prowadzi.

Aha i dla dociekliwych:

17.10.06

Niech się odczepią od spokojnej partii, partii konsekwentnych zmian

Kategorie: , ,

Obrady Sejmu wznowione. Zanim to nastąpiło LPR domagała się o wycofanie wniosku. Dlaczego? Bo cóż to byłby za sukces (przywrócenie Leppera, przyp.), gdyby rozwiązano Sejm?

A więc głosują za lub przeciw. Raczej przeciw. Ponieważ Ruch Ludowo-Narodowy (sic!) przyłączył się do tego całego cyrku, opozycja nie jest w stanie przegłosować. I tak cztery partie przeciw trzem. Gdzie tu logika? Powinna być większość minimalna, a jest maksymalna. No cóż nie pierwsza dewiacja w V kadencji Sejmu.

PiS teraz kontratakuje. Jak było zbieranie większości i obawa przed rozwiązaniem Sejmu, to na chwilę ucichli. Teraz zaczynają szczekać i ujadać na nowo. A zatem "Weźre back to reality!" Otóż jeden z PiSuarowych przydupasów, czyli tow. Kuchciński tak oto odnosi się do krytyki rządu:
Obecna krytyka rządu przerodziła się w bezmyślny opór wobec jakichkolwiek zmian. (źródło: wp.pl)
A jakie zmiany chce wprowadzić PiS? No może jakie zmiany korzystne dla Polski chce wprowadzić PiS?
I tak z demokratycznej opozycji, która, jak wnioskuję, mogła być partnerem dla rządzących, automatycznie być nim przestała. Tyle Kuchciński.

A co na to naród? Otóż naród wg OBOP-u także krytykuje działania rządu. I to do tego stopnia, że grubo ponad połowa naszych rodaków (60%) chce przyspieszonych wyborów. No, ale po słowach Kuchcińskiego, te 60% to nie jest żaden partner. Cóż oni mogą wiedzieć? Bezmyślnie krytykują i na dodatek domagają się skrócenia kadencji! Zresztą kto może lepiej wiedzieć od rządzących? Nikt. PiS rządzi, PiS radzi,...

I na koniec cytat miesiąca:
My nie chcemy prowadzic zadnych walk, my nie jestesmy partia wojny, jak nam sie to przypisuje, my jestesmy partia spokojnych, ale konsekwentnych zmian.
Kto to powiedział? Naturalnie Jarosław Kaczyński.

Mianowanie Leppera to wielki sukces LPR

Kategorie: , ,


Niech ten cytat z blogu Pięknego Wojtusia posłuży za kanwę mojej dzisiejszej wypowiedzi. Rzecz będzie o strategii. Wczoraj specjalnie powstarzymałem się do blogowania, bo chciałem usłyszeć werdykt tego bliźniaczanego kartofla. Będzie koalicja z Samoobroną czy nie? Sądziłem, że będzie, ale jako teoretyk gier wątpiłem w jej powstanie, tym bardziej, że dochodziły słuchy, iż Lepper stawia żądania (i to nie byle jakie). Dlaczego powstała, większość obywateli nie ma wątpliwości - koryto, które karmi; urząd, który daje władzę (a trzeba wiedzieć, że Jarosław to opakowanie różnego rodzaju kompleksów) - czegóż chcieć więcej? No właśnie większości. Zdaje się, że to było marzenie naszego Jareczka. Nie sprawy polskie, nie poprawa życia Polaków, nie, nie i jeszcze raz nie. Jarek chciał trzmać się władzy, no i się jej kurczowo trzyma.

Gdy późnym wieczorem dowiedziałem się, że koalicja z SO jednak powstanie, to tarzałem się ze śmiechu. Z drugiej strony do śmiechu mi nie było. Ale gdy przejrzałem dzisiaj wpis na blogu Wierzejskiego i jego okrzyk o mianwaniu Leppera, to zaśmiałem się jeszcze raz. Panie Premierze, Panie Prezydencie, Szanowne koleżanki i koledzy z PiS i LPR, czy wy matoły nie widzicie, że jesteście miernotami strategicznymi?

Zbiory przetargowe
Gdy pisałem dwa dni temu we Wszyscy są w grze o pewnym zawiązaniu SamoPiSu, to SO była dyktatorem warunków, to PiS musiał wynegocjować jak najlepsze dla siebie warunki, a nie Samoobrona. W takim stanie pozycja SO była mocna i nie powinno dziwić nikogo kupczenie stanowiskami. Jedyny argument, jaki PiS miał w garści, to strach przed nowymi wybrami parlamentarnymi. Ale ten straszak nie wnosił nic do gry SO. W ostateczności i tak weszłaby do Sejmu, a więc teoretycznie jej sytuacja by się nie zmieniła. Zatem PiS mógł się zgadzać na wszystko, co SO zaproponowała. Co innego LPR, ta zrobiłaby "out" z parlamentu (poniżej 5% progu). Zatem słowa Wierzejskiego są już jasne. To wielki sukces, bo utrzymają się jeszcze w rządzie. Ktoś przecież kreacjonizm do szkoły wprowadzić musi.

Ale sytuacja się zmieniła już wczoraj. Odejście z SO posła postawiło tę partię w znacznie gorszym świetle. Technicznie mówiąc odejście 231-wszego utworzyło zupełnie nową grę. Bez większości parlamentarnej Samoobrona nie jest już tak atrakcyjna, bowiem PiS musi pomyśleć o 1 głosie więcej. Zostaje więc Ruch Ludowo-Narodowy, albo któryś z 3 posłów niezależnych. Z teoriogrowego punktu widzenia Ruch L-N narodowy odpada. Efektywna koalicja, to koalicja minimalna (tzw. kryterium wielkości Rikera).

Gdyby Jarosław Kaczyński był dobrym strategiem, to mógłby wykorzystać stan pomniejszenia SO dla siebie. Ale takim nie jest, co widać po nominacjach Leppera i nie wykorzystał. Chyba, że zobaczymy jeszcze spektakularne "negocjacje". PiS, dzięki TVN, jest z tego znany i korupcja polityczna to jego domena. Bo jak PiS chce utworzyć większość?

I na koniec
Mamy więc nową "równość" parlamentarną! Wiedziałem, że tak będzie i wiedziałem, że w takim składzie. Jak to się mówi "Warty Pac pałaca". Nowemu ministrowi rolnictwa gratulujemy nominacji i przebiegłości, a Premierowi zachłanności władzy i głupoty. I zakończę także słowami Wierzejskiego:
A determinacja Romana w pełni się opłacała. Warto było. Dla zapewnienia rządowi siły. Dla zapewnienia siły obozowi, który ma wolę zmieniać Polskę.
Jak zmieniać, to wszyscy widzą. Oby oni przejrzeli, że zmieniać należy na lepsze! A przecież koalicję (i większość parlamentarną) można było zbudować inaczej. No ale to materiał na artykuł, a nie post. A jakie są Wasze przemyślenia, co do nowej-starej koalicji?


15.10.06

Wszyscy są w grze

Kategorie: ,

Pytania "Co dalej z rządem?", "Co z koalicją?" są wciąż aktualne. Wszyscy są w grze według PiSu, ale nie wszyscy zainteresowani to potwierdzają. Czy powstanie nowa większość i w jakim będzie składzie? Pytanie, które dręczy wielu obywateli. I choć pewnie życzylibyśmy sobie nowych wyborów, nowej możliwości ukształtowania Rzeczypospolitej, to zapewne takiej szansy nam szybko nie dadzą. Dalej będziemy uczestniczyć w kaczej fermie.

Jeżeli wezmę poważnie słowa wicemarszałka Senatu K. Putry, że "być może będą wcześniejsze wybory", to muszę stanowczo przyznać, że moje serce się raduje. Dlaczego? Bowiem jest wielce prawdopodobne, że Platforma wygra wybory, co jest lepszą alternatywą w stosunku do PiS. LPR w takiej sytuacji wpadnie z gry, to także jest budujące. Przy wygranych PO, to ona sama rządziłaby nie potrzebując koalicantów. To również jest dla kraju korzystne (w zasadzie mogłoby być korzystne, jeśli PO sensownie zreformuje to, co trzeba).

Ale właśnie taki scenariusz utrzymuje mnie w przekonaniu, że PiSiory władzy nie oddadzą. Partia byłaby w nowej sytuacji skompromitowana. Jaki zatem sens ma wypowiedź Putry? Ano taki, że jak to bywa na kaczej fermie, na siłę wpycha nam się pokarm, aby nasze brzuszki-oczekiwania były pełne. Nadzieja matką głupich - tak nas traktują i tak o nas sądzą. Bo,co znaczy wg Putry, że "wszyscy są w grze"? Kto jest w tej grze? PSL i Samoobrona? Czy może ktoś jeszcze? Jeżeli to są wszyscy możliwi gracze, to Putra, albo nie wie co mówi, albo Kaczyński Jarek sam decyduje o wszystkim, nie racząc poinformować swoich współpracowników.

Jak PSL może być w "grze", skoro sam Pawlak twierdzi, że nie prowadzi rozmów z PiS. Co jak co, ale nie mam powodu, aby mu nie wierzyć. Natomiast mam istotne powody, aby nie wierzyć Putrze. A oto najwyżniejszy z tych powodów: liderzy LPR, SO oraz PiS dzisiaj mają rozmawiać o "zamknięciu umowy koalicyjnej". A to oznacza, że przeżyjemy deja vu. Możliwy i bardzo prawdopodobny przebieg wydarzeń na nadchodzący tydzień, to
  • we wtorek wznowione zostaną obrady Sejmu i wniosek o samorozwiązanie nie przejdzie. Z prostej przyczyny, nawet jeżeli PiS nie skompletuje dziś lub jutro większości parlamentarnej, to SO i tak będzie głosować przeciw. Kaczyński rzuci ochłam nadzei Lepperowi i ten zagłosuje przeciw rozwiązaniu. Szczegóły są nieuzgodnione, ale to kwestia czasu, więc po co taką szanę marnować?
  • w tygodniu powstanie nowa-stara koalicja (niekoniecznie do wtorku);
  • samorozwiązanie Sejmu to mrzonka.
Z całej tej historii z wypowiedzią Krzysia Putry można wyciągnąć dwie konkluzje. Po pierwsze Jarek Kaczyński posiada osobowość neurotyczną. Wszysko kręci się wokół niego i tylko on zna posunięcia PiSu. Druga sprawa to może nie konkluzja a pytanie. Putra postawił pewien warunek, aby koalicja mogła zostać zawiązana "Wszystko zależy od tego czy uda się zrealizować program 'Solidarne państwo'" I moje pytanie co to jest ów program? Po ostatnich wiecach, obrzucaniu wyzwiskami przciwników, opozycji, ludzi niezgadtających się z PiSem, aż nie chcę myśleć, co to oznacza.

Może ktoś z Was wie, co to jest?



14.10.06

(R)ewolucja na ministerialnym szczeblu?

Kategorie: , ,

Miałem nie komentować wypowiedzi wiceministra edukacji w sprawie teorii ewolucji, ale zastanowiły mnie słowa jego szefa, czyli Wielkiego Romana. Romek zaapelował do nauczycieli, aby powiedzieli kłamstwu, chamstwu i bezczelności STOP! W grunice rzeczy można przytaknąć na takie słowa, bo kto chce je tolerować? Ale te słowa jakoś dziwnie kontrastują do wypowiedzi Wielkiego Nieuka Mirosława Orzechowskiego.

Teoria ewolucji, panie Mirosławie, jest potwierdzona naukowo i nie jest "luźną koncepcją niewierzącego". Luźną koncepcją jest natomiast kreacjonizm, bądź jego przybrana w przeźroczyste szaty odmiana - Inteligentny Projekt (Intelligent Design). Ale to tyle, bo jako naukowiec wyjątkowo denerwuję się słysząc nieuka na ministerilanym stanowisko, który swą głupotę próbuje przelać na "ciemny lud".

Wpis miał być o Giertychowych słowach, a nie o obronie lub obalaniu tezy (powtarzam tezy, nie hipotezy!) ewolucjonistycznej. Zazem do rzeczy.

Roman Edukator chyba nie do końca jest świadom wypowiedzianych słów. Otóż moożna je zrozumieć dwojako. Raz w kontekście wprowadzenia porządku do szkół (tego sobie Roman życzy), a dwa w kontekście wypowiedzenia posłuszeństwa decydentom z MEN-u (tego sobie pewnie życzy część nauczycieli, niezadowolonych z Giertychowskiej dyktatury, czyli innymi słowy "postkomuniści"). Wypowiedź takiego ignoranta, jak Orzechowski, atakującego teorię ewolucji, a broniącego życia ludzkiego w formie embrionalnej jest nazwyklejszym chamstwem. Słowa
"To luźna koncepcja niewierzącego starszego pana, który tak widział świat. Może dlatego, że był wegetarianinem i zabrakło mu ognia wewnętrznego"
jest najzwyklejszym kłamstwem, bowiem Darwin był głęboko wierzący, a stwierdzenie, że
"pomyłka, którą zalegalizowano jako obowiązującą prawdę"
to bezczelność. Jednym słowem mówiąc STOP, mówimy stop Orzechowskiemu. Bo to zwykły cham, kłamca i w dodatku bezczelny. A przecież tego w szkołach nie chcemy! I niech tym słowom Romana Edukatora stanie się zadość - wywalmy w pierszym rzędzie ignorantów! Niech nauczyciele przeprowadzą (r)ewolucję, począwszy od ministerstwa.

Wybory niepotrzebne, bo rząd rządzi dobrze

Kategorie: , ,

Od jakiegoś już czasu na wokandzie znajduje się temat rozwiązania Sejmu i, co za tym idzie przedwczesne wybory parlamentarne. Oto jak tę sprawę widzi PiS.

Jasne jest, że PiS nie chce wyborów, o czym świadzcyć może poszukiwanie koalicjanta (wszystko wskazuje na to, że stara koalicja się ponownie odrodzi. Kuchciński zapewnia, że wszystko jest możliwe, ale ja sądzę, że SO powróci do współrządzenia, choć może Lepper odegra nieco inną rolę niż dotychczas - może jako Marszałek Sejmu?). Nie chce, bowiem władza jest dla tej partii słodyczą, którą łakomie pożera. Ale o tym wspominałem już tyle razy, że powoli stwierdzenie to staje się komunałem. Przejdę więc do innego wątku, wątku niepokojącego, a mianowicie do stanowiska prezydenta, Lecha Kaczyńskiego (alter ego Jarka Kaczyńskiego).

Według Leszka, zwanego Chorobliwym (ze względu na sraczkę, jaka biedaka dopadła, gdy wybierał się na spotkanie Trójkąta Weimarskiego), przedwczesne wybory parlamentarne są dla Polski szkodliwe. Cóż z tego, że społeczeństwo i opozycja takich wyborów się domaga. Oczywistym jest, że opozycja broni Układu, a społeczeństwo to ZOMO-wcy, którzy też popierają ów układ (notabene, bardzo interesuje mnie co to za układ? Układ czego, kogo?). W najgorszym wypadku społeczeńswto to ciemny lud, który i tak nie wie czego chce. To stoi w opozycji do Kaczyńskich, ci doskanale wiedzą czego chcą (władzy) i w dodatku wiedzą, co chce lud (tylko dlaczego Lechu chce do tego rządu przekonywać opinię publiczną?). A lud oczywiście chce rządu i to rządu w obecnej postaci. Gwoli ścisłości lud chce obecnego rządu i dodatkowego koalicjanta. Na razie społeczeństwo nie wie, jakiego koalicjanta chce (bo tego nie wie nawet "góra"), ale na pewno jakiegoś się domaga.

Takiemu rozumowanie daje wyraz Leszek. Gdyby oporni mieli wątpliwości, to p. Prezydent RP (dodajmy IV RP) podaje cały szereg argumentów, argumentów potwierdzających "znakomitość" obecnego rządu. Oto i one:
  • Wysoki wzrost gospodarczy
  • Spadek bezrobocia
  • Spadek przestępczości
Rzeczywiście, gdyby to było prawdą, to sam głosowałbym rękoma i nogami za obecną konstelacją rządową. Ale, jako sceptyk, mam wyraźne co do tego wątpliwości. Przede wszystkim nawet jeśli to prawda, to czy PiS może z całą stanowczością stwierdzić, że to jego zasługa?

Wysoki wzrost gospodarczy

Wątpię (śmiem wątpićw zapewnienia PiSu - wspieram układ) czy obecny wzrost jest skutkiem działań obecnego rządu (oczywiście zakładam, że wniosek o wzroście jest prawdziwy). Przede wszystkim jesteśmy 2 i pół roku po wejściu do Unii Europejskiej. Jako jest z większych beneficjentów UE otrzmujemy niebagatelną kwotę dotacji. Dwa i pół roku to wystarczający okres, aby zainteresowani dobrze zaadoptowali się do sytuacji pozyskiwania funduszy. Nawet, gdyby beneficjenci nie wydawali swych pieniędzy i tak trafiłyby one, drogą pośrednią do obiegu (no chyba, że dotacje trzymane byłyby w skarpetce, szufladzie, etc.). Więcej pieniędzy w obiegu, to więcej inwestycji i większy wzrost. Zatem jestem skłonny przyjąć tezę, że wzrost gospodarczy stopniowo podnosi się od momentu wejścia do Unii. Na to naturalnie składa się więcej składników, niż wykorzystanie unijnych funduszy, choćby dorzucić można eksport (towarów i usług). Ale wzrost ma więcej wspólnego z wejściem do Unii, niż z działaniami PiSu czy rządu w ogóle.

Spadek bezrobocia
Spadek bezrobocia też nie jest zasługą rządu, niech Leszek wybije to sobie z tego pustego łba. Chociaż podchodząc do tego ironicznie, to rzeczywiście można tak powiedzieć. A zatem działania obecnego rządu (i nie tylko, poprzednie też się do tego dorzuciły) doprowadziły do takiej sytuacji, że niemal co 30 Polak opóścił swój kraj. Jeżeli na tym ma polegać rządowainicjatywa ukrócenia bezrobocia, to świetnie, gratuluję pomysłu. Wyjazd ok. 1,5 mln ludzi z Polski, to tyle samo mniej osób, które domagały by się świadczeń socjalnych. Jest rzeczą oczywistą, że emigranci, to w większoście nie osoby, które w Polsce posiadały obrze płatną pracę. Gdyby tak było, to Polska byłabykrajem głupców, bowiem jaki jest sens porzucania dobrej pracy (nawet statusowo, niekoniecznie materialnie dobrej) dla czegoś nieokreślonego i zazwyczaj (przynajmniej na początku) poniżającego (sam byłem swego czasu w Anglii, jeszcze jako student i, aby do czegoś dojść, przechodziłem szczeble "kariery" począwszy od pomywacza, czego się nie wstydzę). Także rola UE i na tym polu jest bardziej znacząca, niż jakiekolwiek działania rządu.

Spadek przestępczości
Spadek przestępczości jest ściśle powiązany z powyższymi. Im więcej jest ludzi bogatszych, tym mniejsza przestępczość. To potwierdzony już dawno fakt socjologiczny. Przestępstwa biorą się na ogół z frustracji. Ta mija, gdy jesteśmy w stanie zaspokoić własne potrzeby. Poza tym będąc bogatszymi przeznaczamy więcej pieniędzy na ochronę, która odstrasza potencjalnych przestępców itd. Kolejna sprawa to emigracja takiej dużej liczby obywateli. Za ludźmi poszukującymi pracę i lepszego zarobku wyrusza grupa cwaniaków, oszustów, itp. Poza tym otwarcie granic i dosyć swobodny przepływ osób może przenieść przestępczość z Polski na inne kraje Unii.

Jednym należałoby dokładnie przebadać wpływ UE na powyższe argumenty naszego miernego prezydenta, a dopiero wówczas wysuwać wnioski. Należałoby też dokładnie sprawdzić proporcje "wkładu" Unii i PiSu do powyższych "wzrostów i spadków". Bez tego wszystkiego jest to po prostu kolejne czcze gadanie i przypisywanie sobie cudzych wpływów na obecną sytuację. No ale do tego powinniśmy być już przyzwyczajeni. To jest prawdziwe osiągnięcie PiS i rządu: pusta gadanina, frazesy i propaganda. Czy nie jest to znajome, ale z innego okresu?

A co Wy o tym sądzicie?

12.10.06

Patologiczna odmiana demokracji - IV RP


Kategorie:: , ,

PiS złożył wniosek o przerwę w posiedzeniu Sejmu (powiedział Tchórzewski bo boi się rozwiązania), a Lech Kaczyński oznajmił Tuskowi, że zawetuje wszystkie ustawy, jeżeli PiS nie będzie rządził. A z kim PiS będzie rządził?

Już wspominałem o tym kilkakrotnie, ale PiS władzy nie odda (choćby zastanawiałem się we wpisie Oni się nie cofną... przed niczym).Nie odda bo władzę ją kocha. A swej kochanki porzucić nie ma zamiaru. Fakt, że władza wcześniej wglądała inaczej, była gwałcona, nadużywana do partykularnych interesów. Ale teraz, w IV RP, władza służy do niszczenia. Za rządów SLD przynajmniej służyła do budowania, wprawdzie potęgi swych wiernych partyjnych ziomków, totumfackich, ale do budowania. Dziś władza kojarzy się z czymś brudnym i chorym. Tak chorym, że tylko ludzie chorzy mogą ją sprawować. I właśnie o chorobie dzisiaj napiszę.

W Polsce pojawia się pewien nurt demokracji, który nie można znaleźć gdzie indziej. Jasne, takie inne wydania demokracji mają miejsce, choćby skandawska demokracja, amerykańska (kierująca w stronę totalitarnego państwa nadopiekuńczego), niemiecka. Nawet Rosjanie mogą powiedzieć, że mają swoją odmianę demokracji. Polska do momentu powstania IV Rzeczypospolitej nie mogła się poszczycić takim osiągnięciem. Mieliśmy coś tam w Międzywojniu, ale czy to była demokracja? Za to teraz mamy coś własnego!

Polska wersja demokracji została uszyta na miarę swych twórców. Wprawdzie mali, ale czy to w historii mało było niewielkich wzrostem postaci, za to poruszających całe masy? Nie, nawet w XX stuleciu był taki jeden, drugi zresztą też nie był zbyt wysoki. Ale do rzeczy. Polska omiana demokracji jest zbudowana na niekonsystencji, jak mawiają psychiatrzy, czyli po naszemu - braku spójności. Bo i jak można nazwać kogoś spójnym wewnętrznie, kiedy uzewnętrznia swe poglądy, spostrzeżenia, myśli i co chwila im zaprzecza. Twórcy IV RP tak właśnie robią. Nawet nie trzeba daleko szukać, zdarzenia z okresu dwóch tygodni to poświadczają: "nie będziemy więcej rozmawiać z ludźmi o złej reputacji" tak mniej więcej JK powiedział o swym mariażu z Samoobroną. A teraz co? Najprawdopodobniej SO ponownie stanie się koalicjantem. Nawet gdyby do tego nie doszło, to JK nie powinien prowadzić żadnych rozmów. (reszta ciekawych i sprzecznych wypowiedzi we wpisie Ballada o Jareczku)

W psychiatrii i psychologii osoba niespójna wewnętrznie jest postrzegana jako psychicznie chora. I taka jest nasza kochana IV RP - psychicznie chora. Ale cóż to za choroba? Zaburzenie osobowości, schizotypowe zaburzenie osobowości, jakby zdiagnozował psychiatra. A co to jest osobowość schizotypowa, odpowie Wikipedia:
Osobowość schizotypową charakteryzują: poczucie, że jest się przedmiotem szczególnej uwagi – że wszystko odnosi się do nas; duża koncentracja na sobie; myślenie „magiczne”; dziwaczne doznania percepcyjne; niekonsekwentne i nielogiczne zachowania, myślenie oraz mowa; częste gubienie wątku i kwieciste wypowiedzi; chłód emocjonalny; doszukiwanie się we wszystkim ataku na siebie; wycofanie się z kontaktów społecznych z powodu lęku; przejściowo mogą występować objawy psychotyczne.

Czyż nasz Jarek nie odpowiada temu opisowi?

Kaczyński przelał swoją osobowość, jak prawdziwy twórca w dzieło, na Polskę i polską demokracja. Stworzył nurt, który być może bęcie badany pod nazwą Schizofrenia polityczna, stworzył patologiczną odmianę demokracji, pełną kompleksów, sprzeczności, mającej wrażenie bycia przedmiotem powszechnej uwagi.

Przydałby się teraz ktoś taki jak Modrzewski ze swoją "Poprawą Rzeczypospolitej", ktoś kto wyleczyłby tę schizifrenię polityczną okalającą naszą rzeczywistość.

11.10.06

Dlaczego mamy taki, a nie inny rząd? (Analiza)


[Kategoria: ]

W Niemczech o polskiej polityce wspomina się rzadko, a o Polsce mówi się jeszcze mniej. Kiedy znajomy zagadnął mnie wczoraj na tematy polityczne, a w dodatku dotyczące Polski, byłem bardzo zdziwiony. Jego uwagi, krytyka i pytania z początku były nieśmiałe, widać było, że nie chciał mnie czymś urazić.

Jednak po pewnym czasie nabrał przekonania, że nie popieram działań polskiego rządu i wdyaję się nimi zaniepokojony (w tym względzie nasze narody są do siebie bardzo podobne - jesteśmy równie niezadowoleni z rządu). Wtedy zaczął wysuwać coraz śmielsze twierdzenia, i jak to czasem bywa, porady niczym starszy brat. W pewnym momencie zadał mi wielce frapujące pytanie: "Powiedz mi jak to jest, że macie taki rząd? Nie jesteście przecież narodem głupców. Macie wielu inteligentnych ludzi, znakomitych naukowców, dobrych pracowników. Jak to jest z tym Waszym rządem?" Pytanie było o tyle frapujące, iż nie mogłem znleźć zadowalającej nas obu odpowiedzi. Wybąkałem coś w stylu "Jaki naród, taki rząd. Widać nie zasłużyliśmy sobie na nic lepszego. Wynika stąd, że inteligencja, wykształcenie, ani pracowitość nie wpływają na wybory."

Wiadać było po jego minie, że nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Mnie również to nie zadowoliło, więc po przyjściu do domu zacząłem się zastanawiać "Dlaczego mamy taki, a nie inny rząd?

Naturalnie takie pytanie jest zbyt ogólne i nie doprowadziłoby mnie do interesujących rezultatów. Postanowiłem je przeformułować. Co wpływa na decyzje wyboru określonego ugrupowania? oraz pomocnicze Jakimi kryteriami posługują się wyborcy?

Aby od czegoś zacząć postanowiłem znaleźć aksjomaty, kryteria, twiedzenia, które byłyby punktem wyjścia do dalszej analizy. Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to zagadnienie, co motywuje ludzi do głosowania w ogóle? Prostą odpowiedzią jest, żeby było lepiej. Ale lepiej komu? Osobie X, grupie G, partii P? I tutaj dochodzimy do pierwszego twierdzenia:

(Twierdzenie 1) X chce zaspokoić własne potrzeby (interes).

To tłumaczy również, dlaczego pan P i jego żona Z głosują na inne partie. Każde z nich ma osobne wyobrażenie o własnyh potrzebach i ich zaspokojeniu, a także co leży w interesie ich rodziny. Jeżeli są racjonalni, to oddają swój głos na tę formację, która jest bliższa ich interesom. Zakładam, że wyborcy są racjonalni. I nawet jeśli głosują strategicznie, np. preferuję partię X, ale oddam głos na Y, tylko po to, aby X w drugiej turze wyborów nie spotkał się z Z, to u podłoża leży właśnie Twierdzenie 1. Pójdźmy więc dalej.

Jeżeli X chce zaspokoić własne potrzeby (interes), to wydaje się sensowne stwierdzić, że chce on zaspokojonia teraz, albo jak najszybciej, a nie w nieokreślonej przyszłości. A zatem dochodzimy do kolejnego twierdzenia:

(Twierdzenie 2) X jest zorientowany na teraźniejszość.

Te dwa twierdzenia wystarczą, prznajmniej na razie, aby wytłumaczyć każdy wybór danego wyborcy i jego motywację. W następnej kolejności zacząłem się zastanawiać nad drugą stroną, czyli partią.

Załóżmy, że określona partia nie zna powyższych kryteriów/twierdzeń, jak będzie wyglądać kampania? Otóż owa partia będzie głosiła hasła ogólne (w najlepszym razie) lub hasła "żywcem" wzięte z programu partii. Hasła ogólne mogą trafić (ponieważ są ogólne, trafiają do wielu), natomiast hasła programowe niekoniecznie. Wyborca jest tutaj w dosyć dobrej sytuacji, ponieważ a) może odcedzić ogół od szczegółu, b) w takich wypadkach jest bardziej krytyczny. Krytyczny, bowiem może przyłożyć Twierdzenie 1 i 2 do głoszonego programu, a odcedzić, bo hasła ogólne niekoniecznie poprawiają jego byt (czyli Twierdzenie 1). A ponieważ obydwa twierdzenia rozciągają się także na partię lub na każde indywiduum w ogóle, więc widać, że takie podejście ugrupowania politycznego nie spełnia Twierdzenia 1. Zatem formacja musi zastosować nasze kryteria do swoich działań wyborczych.

Załóżmy zatem, że dana partia zna nasze twierdzenia. Wówczas program jest tworzony tak, aby zaspokoił jak najwięcej potrzeb określonych grup oraz był zrealizowany w jak najbliższym przedziale czasowym. Oczywiście to pierwsze jest tym trudniejsze, im większe jest rozwarstwienie społeczne. Dlatego byłbym wielce zdziwiony, gdyby w Polsce jakaś partia otrzymała ponad 50% poparcie. Z drugim można się uporać. Jednak jeżeli już zwycięży, to ma dwie możliwości: zrealizować swe obietnice lub je niezrealizować. O tym jednak za chwilę.

Ale ponieważ, jak zaznaczyłem wcześniej, Twierdzenie 1 i 2 stosuje się do każdego indywiduum, również i partii, to mamy ciekawą sytuację, a w zasadzie konflikt interesów. Ugrupowanie nie chce realizować programu, bo nie koniecznie musi to leżeć w jego interesie.

Teraz powracamy do kwestii wyboru zrealizuje lub nie. Dlaczego nie ma drogi pośredniej? Bo częściowa realizacja jest równoznaczna z jej brakiem. Załóżmy, że jakaś partia częściowo zrealizuje program (prawie każda to robi), dlaczego zatem nie zostanie ponownie wybrana? Częściowa realizacja tylko częściowo zaspokoja potrzeby wyborców. Jeśli jest to rozciągnięte na określone grupy, np. wprowadzenie w życie pewnego projektu P zaspokoiłoby potrzeby 3 grup społecznych (np. ludzi biednych, ludzi starszych i bezrobotnych), to jego częściowe zaspokojenie może nawet nie dotknąć jakieś grupy, np. ludzi starszych i bezrobotnych. A zatem elektorat i tak już jest stracony. Partii bardziej opłaca się niezrealizować obietnic, niże je realizować. Poza tym realizacja jest trudna, zwłaszcza gdy nie jest się większością. Jeżeli są koalicjanci, to oni też mają własne interesy, które chcą zrealizować, itd. Dlatego też rzadko te same partie dwa razy z rzędu rządzą. W Polsce poza PZPR to się jeszcze nie zdarzyło.

I w tym tonie możemy sprawdzić dlaczego rząd jest taki, a nie inny.

Co się stanie, gdy jednak partia chce zostać wybrana na drugą kadencję? Otóż ma ona dwa wjścia: realizacja obietnic, albo umacnianie swej pozycji pośród wyborców (czasem i prawnie). Pierwsze jest mrzonką, walką z wiatrakami, próbą dojścia do widnokręgu. Jednym słowem mało prawdopodobnym przedsięwzięciem. Drugi jest możliwy na kilka sposobów, które zależą od kreatywności, strategii i działań marketingu politycznego. Można być populistą nagłaśniającym małe, ale za to widoczne osiągnięcia. Można też być krzykaczem oskarżającym wszystkich dookoła.

W jednym i drugim przypadku wyborca powinien pamiętać: partia P zawsze dąży do realizacji własnych celów! Dlatego mamy w Polsce PiS i dlatego oni nie zrezygnują tak łatwo z władzy!



4.10.06

Studenci, Społeczeństwo informacyjne i inne polskie absurdy


[Kategoria: ]

Postanowłem, że nie będę dzisiaj ani komentował "aferę taśmową", ani też możliwość ponownego istnienia w koalicji SO. Tym razem będzie coś o społeczeństwie informacyjnym, szkolnictwie wyższym i drenażu mózgów.

Na pierwszy ogień rzucę szkolnictwo wyższe. Z własnych doświadczeń oraz z komentarzy władnych ku temu osób wiem, że poziom intelektualny kolejynch roczników jest coraz niższy. Niejeden zaraz zaoponuje, że każdy rocznik wypowiada się tak o kolejnych, młodszych. Jasne tak też jest. Ale w tym wypadku krteria są intersubiektywne, zaistniałe wg pewnych kanonów. Jasnym też jest, że moja ocena jest oceną ogólną. Nie mówię,nie powiem tego nigdy, że bez wyjątku, każdy młodszy ode mnie jest "głupszy". To byłby fałsz.

Moje obserwacje dotyczą kilku kierunków, albo obszarów naukowych. I choć dotyczą one nauk humanistycznych (za wyjątkiem logiki), to sądzą, że można je rozciągnąć również na inne.

Obrońcy polskiego systemu edukacji często przywołują argument niedofinansowania. W porządku wszyscy wiemy, że Uniwersytety i inne szkoły wyższe borykają się z finansami, jednak poprawienie jakości intelektualnej nie zawsze wiąże się z nakładami finansowymi. Bardzo często istaotna jest inicjatywa oraz dobra wola i chęć.

To, co różni polskiego sudenta od np. niemieckiego jest brak zdolności krytycznego myślenia. Zaszczepienie takowego nie jest kwestią nakładów finansowych, a pewnego przygotownia w młodszych latach. Ale czy Niemc mają lepszy system edukacji niż Polacy. Raczej nie. Analitycy niemieccy oceniają swój system bardzo nisko. Właśnie dlatego domagją się reform w oświacie. Ale mimo tego studenci niemieccy charakteryzują się wyższym krytycyzmem i analizą.

Te braki później rozkwitają i brak polskich naukowców na międzynarodowych konferencjach.

Wczoraj otrzymałem maila od znajomego, który otrzymał staż naukowy w Szkocji. Jego natychmiastowe spostrzeżenie jest następujące:
"Co mnie uderzylo tutaj, to to, ze ludzie od razu przechodza do dyskusji merytorycznych. W Polsce w ogole nie rozmawia sie o filozofii, ludzie sie nie spieraja o argumenty."

W Polsce pamiętam ćwiczenia, które charakteryzowały się milczeniem, albo powszechną akceptacją problemu. Nie było dyskusji, albo były na żenująco niskim poziomie.

Na to składa się wiele problemów, a leczenie powinno się zacząć już w szkole podstawowej. Ja i moi rówieśnicy (a także starsi ode mnie) byliśmy tzw. "przeciążeni" nauką (były to czasy, gdy przez kilka lat uczęszczałem 6 dni w tygodniu). Jednak nie narzekam i uważam, że system nie był zły (może oprócz tych 6 dni szkoły, 5 pięć wystarczy). Wystarczyło dokonać małych poprawek, a nie zaraz przewracać go do góry nogami.

Ale przejdę do społeczeństwa informacyjnego. Ponieważ swego czasu interesowałem się tą ideą, więc od czasu do czasu powraca do mnie niczym boomerang. To, że Polska ma zamiar przekształcić się w owo zjawisko jest nad wyraz porządane. Pytanie jednak czy coś w tym kierunki czyni? Oczywiście nie chodzi mi o organizowanie "pogadanek", tylko o konkretne kroki. Są próby przeniesienia urzędów do sieci, tzw. e-government. Idee popieram, ale jak zwykle gdzieś inicjatorzy się pogubili.

Aby społeczeństwo mogło korzystać z dobrodziejstw zasobów internetowych, potrzebna jest infrastruktura i łatwy do niej dostęp. Infrasktruktura jest. Jaka ona jest to inna sprawa. Jednak jest. A co z dostępem? Wg mnie jest słaby. Nic dziwnego drogi.

Przyznaję, że śmiałem się bardzo długo, gdy zobaczyłem reklamę Chello w Internecie o takim haśle: "trzymaj się mocno Chello przyspiesza". Ok, pomyślałem, że mnie zaraz czymś zaskoczą. A tu napis pojawia się "512 kB/s za 36 Zł". Myślałem, że sturlam się ze śmiechu z łóżka. 512 kB/s? To kpina jakaś? W Niemczech, jak długo mam Internet nieprzypominam sobie, aby tak niska prędkość były dostępna. Pierwsza jaką miałem to 768 kB/s. Było to ładnych parę lat temu. Wówczas przesiadłem się z polskiego Dialogu (56 kB/s) za 80 zł/m-c na 768 za niecałe 17 euro. Teraz za niecałe 10 euro najniższe, co niemiecki telekom może zaoferować, to 2 MB/s (a nie jest to najtaniej). I to jest polski sposób na społeczeństwo informacyjne - zarżnięcie go wysokością opłat.

To tyle. A drenaż mózgów zostanie zwiększony dzięki mądrej decyzji Lecha K. Wojsko obowiązkowe dla wszystkich (nie ominie to studentów). Jeżeli ta propozycja stanie się fakte, to z Polski ucieknie jeszcze więcej młodych, zdolnych ludzi. Do czego ich serdecznie namawiam. Mogę śmiało stwierdzić, że ok. 30-40% osób, które kiedyś spotkałem w Londynie uciekało przed armią. A nie były to tak łatwe czasy, jak dzisiaj. Zatem w obecnym czasie może ich wyjechać jeszcze więcej. Tylko kto będzie wówczas popierał IV RP?

3.10.06

Czy jestem "zomowcem", albo Nowa era widowisk dla ciemnego ludu


[Kategoria: ]

Od kilku dni zadaję sobie to pytanie. Czy mogę nazwać siebie zomowcem? Ale to nie wszystko, co zaserwował nam premier Jarosław Kaczyński swym wystąpieniem w Gdańsku.

Po pierwsze wkroczyliśmy w Nową Erę wielkich przedstawień politycznych. Nie takich tam prymitywnych partyjnych agitacji, ale profesjonalnych, takich z konferansjerem, takich ze sceną, z programem i liczną widownią. Może partyjne przedstawienia w IV RP będą substytutem koncertów rockowych i metalowych? Kto wie.

Po drugie takie przedstawienia są dosyć zabawne, taki "political entertainment", czyli "politainment". Poza tym rozwijają człowieka, wprowadzają łamigłówki, więc ciemny lud powinien być ukontentowany, na nudę nie powinien narzekać.

A jakie to łamigłówki? Na razie PiS zastosował quiz. Pierwsze pytanie, to Kto jest, a kto nie jest zomowcem?. Oczywiście, że wiadomo, kto nie jest. Ale kto jest? Odpowiedź wydaje się prosta, ale ostrzegam, że taką nie jest. Większość słuchaczy odniosło wrażenie, że zomowcem jest ten, kto wspiera układ: PO, SO, ich zwolennicy, SLD, lub ogólnie postkomuna (precz z postkomuną!). Otóż nie! Jeden z PiSuarowych "inteligentów", Wicemarszałek Senatu Krzysztof Putra, taką daje podpowiedź:
Ja myślę, że to jest tak, że pan premier nie użył tego sformułowania wobec żadnego Polaka, żadnego człowieka, który walczył o wolną Polskę w tamtych latach (źródło: Radio ZET)

A zatem zomowcem jestem ja (byłem zbyt mały, aby walczyć o wolną Polskę), w zasadzie jest nim każdy od rocznika, mniej więcej, '74.

Kolejne pytanie: "Kim są panowie Tuskowie"? Pytanie zadał Franciszek Pieczka, szef komitetu ratowania Stoczni Gdańskiej. Nie przypominam sobie, aby Donald miał brata, w swojej partii (jeśli wogóle posiada takowego). Jedyni znani mi bracia na obecnej scenie politycznej, to Jarek i Lechu.

Takich i lepszych pytań quizowych było więcej. Szkoda, że PiS nie ma za sobą żadnej stacji TV, bo odpowiedzi mogłyby być udzielane poprzez Audiotele. Może mielibyśmy niższy deficyt lub byłyby pieniędze dla rolników, nauczycieli i innych.

Aha i po trzecie, to nie koniec wieców. 7 listopada pod Pałacem Kultury i Nauki przewidywany jest kolejny wiec popracia dla rządu. PiS idzie za ciosem powodzenia.

Rządzący przeciw wolności słowa


[Kategoria: ]

W ciężkich czasach żyć nam przyszło, ale z drugiej strony czasy są to ciekawe, a nawet śmieszne. Kiedyś nie można było się swobodnie wypowiadać, bo w najgorszm razie groziło to więzieniem. Później wypowiadać się można było na dowolne tematy, nawet krytyka rządzących uchodziła. Dzisiaj krytyka jest wprawdzie dozwolona, albo raczej przyzwolona (przez Konstytucję RP), ale wypowiadać się przeciw rządzącym nie powinno. Swobodną wypowiedź zwalcza się na różne sposob. I tak, niedawny koalicjant, Andrzej Lepper, po prostu daje po mordzie. Ot chłop prosty, to i metody nie są wybredne. Właściwie to ciężko od niego wymagać czegoś innego.

Partia rządząca ma odmienne metody, tzw. spec-semantyczne. Krytykujesz, to wspierasz układ (chwyt semantyczny). Jednak krytyka nie może być nazbyt drastyczna, ot choćby taka jaką tutaj uprawiam. Wówczas jestem ZOMO-wcem i naturalnie wspieram układ. Osobiście nie przejmuję się tym, bo..., lepiej zostawmy to. Drugi chwyt, to spec-chwyt. To PiSuarowe działo ciężkiego kalibru wykorzystywane do uspakajania niepokornych krzykaczy z układu i szarej sieci. Najpierw wypuszcza się bulteriery, tudzież inne stworzenia niższego rzędu, jak Kurski i Kuchciński. Oni szczekają tak długo, aż krytykujący zostanie zaszczekany. Jak to nie pomoże, to szuka się u krytykującego słabego punktu. Tę słabostkę się nagłaśnia. No i zawsze można zwołać specjalną komisję sejmową.

Tyle PiS, a jak sobie radzi z tym LPR? Otóż oni robią to inaczej. Obrażają się i bojkotują. Nie udzielają wywiadów. Tak postanowił zrobić Romek Giertych z dziennikarzami BBC, po wyemitowaniu dokumentu o molestowaniu nieletnich przez księży.

Oj Roman, Roman wyedukuj się najpierw sam! Fakty należy ukrywać i przjmować pozory? Z ciebie Roman prawdziwy hipokryta jest (czyt. katolik).

2.10.06

Metamorfoza przestępcy w ofiarę


[Kategoria: ]

Afera Begergate zwróciła ogólną uwagę na działania PiSu. Prawo i Sprawiedliwość w świetle kamer stało się obliczem Korupcji i Nieprawości. Albo jak to określił Jacek The Bulterier Kurski rzeźnią. Nie wątpię, że podobne sytuacje zdarzają się i w innych ugrupowaniach. Tam gdzie szuka się sojuszników, na pewno dochodzi do takich rokowań lub nawet gorszych, brudniejszych.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że PiS pragnie przerzucić winę na innych. Jest to gorsze, moim zdaniem, nipotwierdzenie i przyznanie się do błędu. Gdybymbył odpowiedzialny za wizerunek PiSuaru, to do przeprosin Jarosława zalecałbym potępienie takiego "uczynku" w każdym calu. Puentą byłoby wówczas stwierdzenie, że każdy błądzi, przecież errare humanum est, jak mawiał Lucius Annaeus Seneca. Ale PiSiory idą dalej. Pałeczkę przejmuje Kuchciński i zaczyna atakować (czyli wydzierać papę). Wg niego, to nie PiS dopuścił się korupcji politycznej (oficjalny obecnie słownik mowy politycznej wyrzucił słowo korupcja w zamian przyjmując negocjacje), ale PO. O tak, właśnie PO! No ale, ktoś zapyta, na taśmach widoczni byli Lipiński oraz Beger. Jak więc jest to możliwe, że to Platforma dopuściła się korupcji? >Rozumowanie Kuchcińskiego jest banalne i bazuje on o na takim oto schemacie: Jeżeli p to nie q, to równieżr, to nie q. Jednym słowem na gruncie logiki nie jest to prawidłowe wnioskowanie. Zniecierpliwionym przełożę to na konketną sytuację. Otóż negocjacje PiS z PO w roku 2005, to nie była korupcja polityczna (również chodziło o podział stanowisk rządowych). Nie są zatem korupcją negocjacje PisU z Beger. Proste.
Tutaj jednak kryje się ukryta przesłanka, która wszelkich logików, tych domorosłych i profesjonalnych zwali z krzesła, a mianowicie te dwie sytuacje negocjacyjne mają jedną rzecz wspólną, dlatego są ze sobą tożsame i dlatego takie rozumowanie przeprowadził Kuchciński. Otóż obydwie zostały upublicznione. Z tym, że tego Kuchciński nie dodał, PO własne negocjacje sama opublikowała, a w przypadku PiS zrobiła to TVN. Ale co tam fakt podania do publicznej wiadomości, to fakt podania do publicznej wiadomości (a zatem tautologia, zawsze prawdziwa). Cóż z tego, że nieco inaczej się odbyła. Przecież układ nie śpi, więc PiS po prostu nie zdążył zrobić tego dobrowolnie.

Na stronach PiSu można przeczytać o tej sytuacji ;).

Rzeźnik PiS reżyserem


[Kategoria: ]

Wczoraj dokonałem małej dekonstrukcji języka PiSuarowego (i tutaj), ale to nie koniec zaskakujących zwrotów językowych, parabolii, metafor, anafor i innych ozdobników retorycznych na usługach jedynie słusznej partii. Dzisiaj dla RMF-u głos dał bulterier tej wspaniałej organizacji, Jacek The Bulterier Kurski. Oto, co Jacuś ma do przekazania ciemnemu ludowi:
Michał Kamiński wymyślił wiec w Gdańsku w hali Oliwia, a ja zasugerowałem, by to było pod halą Stoczni Gdańskiej - przyznaje w rozmowie z RMF FM Jacek Kurski. - Ale ponieważ w Oliwii był mecz hokeja, a pod halą są rozkopy, skończyło się na budynku dyrekcji - dodaje.(źródło: Interia.pl)

Trzeba przyznać, że łeb mają na karku. Wczorajszy wiec to było działanie marketingowe mające poprawić wizerunek PiSuaru po tzw. aferze Begergate. Trudne to zadanie, ale ok. 10 tys. ludzi dało się nabrać. Zapewne był to nikt inny, jak ciemny lud, który wodzony jest przez bulteriera i doprowadzany do pasterza wszystkich Polaków. Ale nie to jest najciekawsze. Bardziej przypadła mi do gustu metafora użyta do określenia działań korupcyjnych PiSu (o przepraszam, nie korupcyjnych, ale negocjacyjnych). The Bulerier Kurski daje głos:
Rzeczą mediów jest mówić ludziom, jak jest naprawdę. Ludziom często pokazuje się politykę jako witrynę sklepową w sklepie mięsnym. Tu pasztecik, tu rolada, tu szynka. To świeże, to nieświeże. To lubię, tego nie lubię. Ale jakoś to wygląda. Natomiast ta kamera zaprowadziła tych ludzi do rzeźni, do masarni, gdzie te rzeczy się robi, przyprawia. I to wyglądało obrzydliwie - dodał.(źródło: Interia.pl)

Cóż za finezja, co za subtelność! To, co uprawia PiS, to zatem rzeźnia! My nie możemy dyskutować, my musimy konsumować. Musimy więc podiękować PiS, bowiem podaje nam na tacy rzeczywistość polityczną, taką jaka ona jest - obrzydliwą. No cóż, jaka partia takie metafora. Czyż nie jest to syfilizacja?

1.10.06

J. Kaczyński bliżej ludzi


[Kategoria: ]


Małe addendum do poprzedniego postu, a dotyczące dzisiejszego wystąpienia w Stoczni Gdańskiej.

Jak stwierdził Jarek
"Trwa walka, która chce uniemozliwić nam przeprowadzenie zmian. Ale z drogi naprawy [kraju] nie cofniemy się w żadnym wypadku" (źródło: Onet.pl)

Widać PiS chce usunąć wszystko, co stoi im na drodze (w tym i Samoobronę, ale w tym punkcie jestem z Jarkiem zgodny). Jednak z tego wystąpienia dosyć ciekawe było nieco inna wypowiedź, a mianowicie:
"My nie mamy za sobą wielkich pieniędzy, wielkich telewizji, potężnych instytucji - mamy wiarę i przekonanie o naszej racj" (źródło: Gazeta.pl)

Tak, jest Jarek biedak jeden obsadził TVP, ale przydupasy okazali się zbyt krnąbrni. Także Radio Maryja nie jest potężną instytucją, która zrywa całe masy moherowych beretów i inne zdewocjonalizowane osobistości, także Jankowski (brrr...), obecny na wiecu, nie jest osobą potężną (widać ma niezwykłe szczęście, kiedy unika wszelkich prztyków w jego stronę, wychodząc z tego bez szwanku), nawet TV Trwam nie stoi za bliźniaczą hałastrą, ale dlaczego " Pakt stabilizacyjny został podpisany tylko w obecności TV Trwam i Radia Maryja"?. Być może nie mają wielkich pieniędzy (jeszcze!), ale zapewne do tego będą powoli dążyć: najpierw władza, pieniądze same przyjdą.

I jeszcze kwetia bycia bliżej ludzi. Co to oznacza wg Kaczyńskieho? Otóż po tej przemowie widać, że bycie bliżej ciemnego ludu, to nic innego jak agitacja, agitacja, i populistyczne gadanie. Tak właśnie będzie wyglądał ten zapowiedziany kilka dni temu w TVP bezpośredni kontakt z obywatelami. I tak IV RP zacznie przypominać PRL, bo o to przecież chodzi: jedna partia, jedna prawda i jedna sprawiedliwość (przynajmniej dla ludu, bo dla władzy będzie inna).

Oni się nie cofną... przed niczym

[Kategoria: ]



Przez ostatnie dni miałem małe problemy techniczne z odbiorem wiadomości z Polski. Zresztą i dobrze. W trakcie tej kilkudniowej przerwy mogłem w całkowitym spokoju przemyśleć zaistniałą sytuację i ocenić ją na chłodno. Mogłem zastanowić się czy "incydenty węgierskie" są prawdopodobnym scenariuszem dla naszego kraju, czy też jest to zbyt daleko posunięte przypuszczenie. Moim skromnym zdaniem część komentatorów przesadza. Ale nie o tym chciałem dziś napisać.

Przerwa "w dostawie" newsówskierowała mnie na niecp inne tory, niż polityka sensu stricto. Przez te kilka dni w wolnych chwilach zacząłem analizować język IV RP. Zastanowiła mnie sematyka, syntaktyka i przede wszystkim pragmatyka wypowiedzi premiera, jego rządu i całej tej krzyczącej hałastry noszącej miano arystkokracji IV Rzeczypospolitej. Tłumacząc na j. polski szczególną uwagę zwróciłem na budowę zdań, słowa i ich użycie przez PiSdzielców.

Nie pzykładałem się specjalnie do tej analizy (w sensie naukowym), ale doszedłem do takich oto wniosków (do tego doszło dzisiejsze wystąpienie w Stoczni Gdańskiej:
  • Nowa władza nie potrafi dobrze posługiwać się j. polskim

  • Mylą bardzo często słowa, jakby krążące w powszechnej świadomości zwroty były im obce

  • Problemy z szykiem wyrazów

  • Powszechne użycie eufemizmów (np. zamiast "Korupcja polityczna" - "Zwykłe negocjacje")

  • Neologizmy

  • Problemy z dykcją

  • Niepotrzebne wtręty (np. mlaśnięcia - L. Kaczyński)


Choć nie jest pełna lista, te spostrzeżenia pozwoliły mi wysunąć pewną roboczą hipotezę: Budowanie IV RP należy przeprowadzać na każdym froncie, w tym i językowym. A na poważnie, to nasza władza nie jest zdolna do niczego. Ani do rządzenia, ani do mówienia. Jeśli są oni pełnoprawnymi użytkownikami języka polskiego, a mimo to nie potrafią się nim posługiwać, to jak mogą nam rządzić, skoro rządzenie nie było z nimi od dziecka (jak język)?