7.2.07

Radek Sikorski padł

W sierpniu 2006 Adam Szostkiewicz opublikował na swoim blogu wiele znaczący wpis "Kto boi się Radka Sikorskiego". Spekulacje nt odwołania ministra obrony stały się faktem dopiero 6 miesięcy później.

Nie twierdzę, że żal mi Sikorskiego. Pałam do obecnego rządu autentyczną antypatią, więc mieści się w niej i Radek. Ale muszę przyznać, że był on chyba jedynym człowiekiem, który coś reprezentował. Zresztą zauważyła to też SZ (Süddeutsche Zeitung) z Monachium. Oto ich kilka spostrzeżeń:
„Radosław Sikorski właściwie nigdy nie pasował do polskiego rządu. Jest światowcem, mówi po angielsku jak Brytyjczyk, prywatnie mieszka w eleganckiej posiadłości ziemskiej i jest żonaty z amerykańską publicystką.

„Z odpowiednią dozą nieufności podchodził doń premier Jarosław Kaczyński” - pisze monachijska gazeta dodając, że „Kaczyński nigdy nie żył poza Polską, nie włada żadnym językiem obcym a do objęcia urzędu zawsze mieszkał u matki.”

„Sikorski ustąpił a polskie kierownictwo dalej traci swe międzynarodowe powiązania. Były minister bowiem nie tylko długo mieszkał w Wielkiej Brytanii i USA, gdzie między innymi nawiązał kontakty z neokonserwatystami. Dobre stosunki łączą go również z Republiką Federalną Niemiec".


Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że Sikorski miał niezły dostęp do amerykańskiego establishmentu, to warto się zastanowić czy Kaczka dobrze zrobiła wypuszczając go od siebie. Teraz najprawdopodobniej miejsce zajmie nowy fachowiec, chwalony przez PiSiory - Szczygło. Ciekawe czy będzie tryskał swą dogłębną wiedzą, jak jego koleżanka z MSZ-u.

1.2.07

Choć raz Niemcy mogą być dobrym przykładem

Od razu, na początku chciałbym przeprosić za nazbyt długą przerwę w pisaniu. Zatem przepraszam. A także zareklamować się ;). Za dwa-trzy miesiące ukaże się zbiór tekstów pt. "Konflikt-Demokracja-Wykluczenie", do którego to został przyjęty mój artykuł - "Zagadnienie 'Konfliktu' w świetle teorii gier". Zachęcam do przejrzenia całego tomu. Przy okazji wytłumaczyłem się z przydługawej przerwy.

A teraz do sedna. Przedwczoraj rząd niemiecki ogłosił plan likwidacji kopalni. Trzeba przyznać, że decyzja śmiała. Niemcy nie mają odwagi likwidować czegoś, co jest społecznie niepopularne. Przyczyną tego mogą być zbyt silne związki zawodowe, do których w niektórych sektorach przynależność, to mus. A tu proszę takie posunięcie. Należy nadmienić także, że dzisiaj już związki dały o sobie znać (w kopalniach zatrudnionych jest prawie 37 tys. osób, a subsydia wynoszą ok. 2,5 miliarda euro). Nie mniej jednak rząd Angeli Merkel jest nieugięty i do 2018 nie ma być żadnej czynnej kopalni.

Dlaczego o tym wspominam? Bowiem i my mamy kopalnie, które przynoszą straty (finansowe i ekologiczne), również nasz rząd (każdy, bez wyjątku) jest tchórzliwy i nie jest w stanie podjąć decyzji o likwidacji tego sektora. Może więc warto wziąć przykład z naszego sąsiada, znanego z tchórzliwości i powtórzyć jego decyzję, tym razem odważną?