18.10.06

Jak nas widzą, tak o nas piszą...

Kategorie: , ,

Dzisiaj wpadło mi w ręce papierowe wydanie SZ (Süddeutsche Zeitung). Szybko przeszedłem do działu Politik/Ausland i wzrok mój padł na komentarz Thomasa Urbana Kaczynskis Dacapo. Polens neue-alte Regierung. Poza wstępem o braku szczęścia u J. Kaczyńskiego przy wyborze podwładnych, dziennikarz SZ przewiduje "szybką śmierć" Kaczki - uchwalenie budżetu. Wówczas okaże się jakie obietnice zostały spejnione. Urban uważa, że prawie żadne i ludzie wyjdą demonstrować.

Ale to nie wszystko. Trochę poszukałem w sieci i znalazłem inne komentarze zachodnich dzienników. W sumie można to podsumować jednm zdaniem: "Nowa koalicja powstała po to, aby utrzymać się przy władzy za wszelką cenę." Trochę to smutne, ale prawdziwe. Ale inaczej, jako dysonans, przedstawia się opinia Marka Migalskiego (politolog i analityk sceny politycznej), który uważa, że PiS to nie partia, która chce pozostać przy władzy, dla samego utrzymanie się przy władzy. To partia ideowa, która ma jakiś program i chce zrealizować. No cóż , pozostawię to bez komentarza, nie jestem politologiem. Pozostwię to ocenie innych. Jednak pan Migalski nie bardzo potrafi wskazać domniemany program i wymijająco odpowiada:
To jest oczywiście ten program IV RP, który jest pewnym problemem dla analityków. On nigdy nie został tak naprawdę w istocie sformułowany.
Jak zatem można realizować nieistniejący program? Zróbmy małe doświadczenie. Spróbujmy przedstawić plan działania (program) na najbliższe trzy lata. Nie zapisujmy go jednak. Czy po jakimś czasie, w gąszczu manewrowania, negocacji, strategii, etc., będziemy jeszcze w stanie pamiętać o co właściwie nam chodzi? I tak właśnie wygląda polityka Kaczyńskiego: jeden wielki chaos, dążenie do horyzontu, błądzenie po omacku.

Thomas Urban z SZ pisze o kompletnym zagubieniu Kaczyńskiego (rządu) w polityce zagranicznej i gospodarczej. Ale ten nieprzychylny (choć stroniący od subiektywizmu) dziennikarzyna nie wie, że naszym priorytetem w polityce zagranicznej jest oparcie się o USA. Tego dowodem (i konsekwencją) jest chęć wprowadzenia teorii naukowych (sic!) alternatywnych do teorii ewolucji do szkół. Osobiście, jako przedstawiciel nauki nie znam innej naukowej teorii, aniżeli t. ewolucji. Czyżby Roman Edukator wraz z ojcem coś obmyślili w międzyczasie? To jest przykład oparcia na USA (no może jednym ze stanów, ale zawsze to coś).

I na koniec dwie rzeczy. Obydwie w pewnym sensie zabawne. Jedna przedstawia pewną "dojrzałość" polityczną państwa, którebym o to nigdy nie posądzał. Druga natomiast wskazuje na pewną negatywną cechę niektórych naszych krajan - "kompleks Polaka" (wspominam o tym, bowiem dotyczy ona również naszego prezydenta).

Wczoraj zostało zorganizowane pewne przyjęcie dla międzynarodowych doktorandów (na uniwersytecie monachijskim). Bez wchodzenia w szczegóły, celem spotkania było zapoznanie się osób z różnych państw i kultur, zawiązanie znajomości (także międzynarodowych) i wspólne zmaganie się z rzeczywistością niemiecką (w końcu każdy z nas był spoza Niemiec).

Między innymi poznałem pewnego człowieka z Rumunii. Po krótkiej konwersacji, piwie i zaznajomieniu się rzecz przeszła na komparastykę narodową, ot takie zabawy wśród cudzoziemców, w celu porównania własnych państw. Stwierdzam, że był dość dobrze zaznajomiony z Polską, mentalnością i polityką. I gdy sprawa zeszła
na tematy "około kaczyńskie", ów Rumun spytał, jak to jest
możliwe, że bracia rządzą krajem. W Rumunii to byłby skandal. No cóż w Polsce nie. Widać, że Rumunia dojrzała politycznie i demokratycznie do Europy. Polske jeszcze nie.

I sprawa kompleksów. Na tym samym spotkaniu, jedna z organizatorek poprosiła o ciszę i zapytała czy są na sali Polacy. Byli, ja i moja dziewczyna. Poprosiła nas, co mnie bardzo zdziwiło, ale poszliśmy za nią. Po czym oświadczyła nam, że ta oto osoba (tu wskazała na pewną dziewczynę) też jest z Polski i poszukuje Polaków. Po co to jej, przy takiej ilości osób z całego świata? Odpowiedziała, że ma mały kontakt z Polakami i chce z nimi przebywać (sic!). Ludzie z Azji, Afryki, obu Ameryk, Australii
nie interesowali ją, bo niby po co? Ona woli Polaków, bo ma mały z nimi kontakt. A stypendium dostała na 4 miesiące! To, co ja mam powiedzieć? Ja z Polakami mam niewielki kontakt od 8 lat. I zamiast wykorzystać sytuaję i zawiązać znajomości międzynarodowe, lepiej kisić się we własnym sosie. Ot polskie kompleksy, na które
niestety cierpi L. Kaczyński. A szkoda, bo droga do Europy i integracji nie tędy prowadzi.

Aha i dla dociekliwych: