1.10.06

Oni się nie cofną... przed niczym

[Kategoria: ]



Przez ostatnie dni miałem małe problemy techniczne z odbiorem wiadomości z Polski. Zresztą i dobrze. W trakcie tej kilkudniowej przerwy mogłem w całkowitym spokoju przemyśleć zaistniałą sytuację i ocenić ją na chłodno. Mogłem zastanowić się czy "incydenty węgierskie" są prawdopodobnym scenariuszem dla naszego kraju, czy też jest to zbyt daleko posunięte przypuszczenie. Moim skromnym zdaniem część komentatorów przesadza. Ale nie o tym chciałem dziś napisać.

Przerwa "w dostawie" newsówskierowała mnie na niecp inne tory, niż polityka sensu stricto. Przez te kilka dni w wolnych chwilach zacząłem analizować język IV RP. Zastanowiła mnie sematyka, syntaktyka i przede wszystkim pragmatyka wypowiedzi premiera, jego rządu i całej tej krzyczącej hałastry noszącej miano arystkokracji IV Rzeczypospolitej. Tłumacząc na j. polski szczególną uwagę zwróciłem na budowę zdań, słowa i ich użycie przez PiSdzielców.

Nie pzykładałem się specjalnie do tej analizy (w sensie naukowym), ale doszedłem do takich oto wniosków (do tego doszło dzisiejsze wystąpienie w Stoczni Gdańskiej:
  • Nowa władza nie potrafi dobrze posługiwać się j. polskim

  • Mylą bardzo często słowa, jakby krążące w powszechnej świadomości zwroty były im obce

  • Problemy z szykiem wyrazów

  • Powszechne użycie eufemizmów (np. zamiast "Korupcja polityczna" - "Zwykłe negocjacje")

  • Neologizmy

  • Problemy z dykcją

  • Niepotrzebne wtręty (np. mlaśnięcia - L. Kaczyński)


Choć nie jest pełna lista, te spostrzeżenia pozwoliły mi wysunąć pewną roboczą hipotezę: Budowanie IV RP należy przeprowadzać na każdym froncie, w tym i językowym. A na poważnie, to nasza władza nie jest zdolna do niczego. Ani do rządzenia, ani do mówienia. Jeśli są oni pełnoprawnymi użytkownikami języka polskiego, a mimo to nie potrafią się nim posługiwać, to jak mogą nam rządzić, skoro rządzenie nie było z nimi od dziecka (jak język)?